wsk najpopularniejsze polskie moto    zobacz: Album SHL M11 >>      Fotoplastikon Fenixa >>     SHL Gazela i inne >>     Szkoła /nauka/ Jazdy Fenix >>


fenix o wsk  /str.gł /  
                                                                                                                                                                                                  kwiecień  2004   
                                                                                   
miesięcznik MOTOCYKL 6/2001
WSK w starej prasie...                       Czarna strzała - czyli o WSK z  silnikiem  125
Szczerze mówiąc - to czasopismo nie cieszyło mojej duszy. Niby też o motocyklach   przecież, ale jakoś mało mogłem tu znaleźć 
dla siebie: za dużo ściganych.   Tak było i tak już zostało. Ale zachowało mi się parę roczników. No i teraz właśnie przypomniałem 
sobie, że przecież czas jakiś  temu  było tam o wuesce właśnie. Przekopałem to diabelne siedlisko kurzu i ... mam!  Przed trzema 
laty Jacek Gradomski -widać spodobała mu się przejażdżka na  "Kosie",  bo z dużą sympatią do motorków WSK - opisał  
w  "MOTOCYKLU" to i owo.  Ale  ponieważ  "po drodze" nawsadzał tam też sporo pierdół nieprawdziwych, to i nie ma co
przedstawiać tu całego artykułu: pominę  poplątanie z porąbaniem !
No bo -dla przykładu- u cioci na imieninach możesz pan, Panie Jacek, opowiadać,że... "pierwowzorem   p i e r w s z y c h  naszych 
motocykli był przedwojenny jednoślad marki DKW..."  
Panie - to powiadasz pan, że nasze  p i e r w s z e  motocykle np. Sokół 600, także Sokół 1000, albo Podkowa, albo ... no nie będę 
tu wyliczał, panie Jacek, kup se pan wreszcie jakąś książkę  /ale najlepiej nie kucharską/.   
 A tak jeszcze dla sprawiedliwości historycznej, to pierwowzorem dla powojennej SHL-ki była... SHL-ka właśnie. Ba - to była nawet
 ta sama eshaelka., tyle że z innym już silnikiem. Tylko nie tłumacz mi pan, że chciał pan powiedzieć, że... i tu takie tam "michałki"  
/ale by się ciocia ucieszyła słuchając tego:  "patrzcie, patrzcie - jaki nasz Jacuś zdolny: on na wszystkim się zna! "/. 
No więc te "michaki" pominę, bo pewnie pan Jacek zawstydziłby się, czytając je dzisiaj. Cała reszta artykułu jest za to zupełnie 
sympatyczna. No to do lektury...
Dla uatrakcyjnienia oferty w latach 1974-1978 WSK Świdnik wypuściła na rynek motocykle
 określane jako  rodzina ptaków". Motocykle te oprócz oznaczeń literowo-cyfrowych, czyli 
MOS B3, miaty swoje nazwy: Gil, Lelek, Bąk. Po zaprzestaniu w 1978 r. produkcji Lelka i 
Bąka w 1979 rozpoczęto równoległą z Gilem produkcję Kosa.  Ptaki" byty przeznaczone 
dla młodych odbiorców, chcących jeździć motocyklem przynajmniej ładniejszym, bo na 
nowocześniejszy nie było szans.  Byty one malowane w jasnych kolorach: 
żółty, 
czerwony,niebieski.
 Zmieniono kształt kanapy, zastosowano mniejszy zbiornik paliwa, 
płytkie błotniki malowano na popielato.

Gil był nową wersją  czarnej strzały" odchudzonej o 3 kg, Lelek przypominał motocykl 
terenowy dzięki wysoko umieszczonemu przedniemu błotnikowi, szerokiej na 86 cm 
kierownicy i wysoko umieszczonemu tłumikowi. Bąk udawał soft choppera - miał bardzo 
wysoką kierownicę oraz siedzenie, w którym siedzisko pasażera można było unieść 
prawie do pionu i stawało się oparciem kierowcy. W tamtym czasie cena Gila była równa 
wersji podstawowej M06 B3 i wynosiła 9500 zł, Lelek był droższy o 1000 zł, zaś Bąk 
kosztował 12 000 zł. Lelek i Bąk miały trochę inne zawieszeni przednie, nogi nieruchome 
teleskopów były utwardzone i osadzone w kutych półkach. Później wprowadzony do 
produkcji Kos różnił się od pozostałych zastosowaniem zupełnie nowego zawieszenia 
przedniego o zwiększonym do 170 mm skoku i nowym większym bębnem hamulcowym o
 średnicy 150 mm. Kos i wersja podstawowa M06 B3 były ostatnimi motocyklami 
produkowanymi seryjnie w Polsce. Najwięcej wyprodukowano z rodziny M06 modelu B3 - 
aż 693 900 motocykli.

Cóż można rzec o pojeździe, na który narzekano już 30 lat wcześniej, że przestarzały, że 
ma tylko trzy biegi, że silnik w zasadzie ciągle ten sam i w ogóle bee?


                            
Był to motocykl dla każdego. Łatwość obsługi i niska cena 
leżały u podstaw jego sukcesu zarówno na wsi, jak i w mias- 
tach. WSK 125  byt tańszy od MZ  blisko trzykrotnie (!)  i był 
dostępny bez problemów.  Dokładnie odwrotnie było z jedno-
śladami z NRD.Jak się jeździło tym motocyklem dla przecięt- 
nego obywatela PRL? Całkiem nieźle. Elastyczny silnik 
rekompensował brak większej liczby biegów.  Wielokrotnie 
widziałem, jak kierujący potrafili włączyć trzeci  bezpośredni 
bieg już przy 30-40 km/h i od tej prędkości podróżowali.  Wał 
korbowy niekoniecznie był im za to wdzięczny,  jednak silnik 
jakoś sobie z tym radził. Wczesne modele o mocy 5,5 KM 
można było tak traktować, jednak modele M06 B1 i B3, o 
mocy 7,3 KM, wymagają wyższych obrotów  i  zalecałbym 
włączanie trójki po osiągnięciu prędkości  pow. 50 km/h. 
Modele B1 i B3 miaty całkiem przyzwoite przednie zawieszene
a szczególnie Lelek i Bąk.    Najlepsze miał Kos.      Niestety, 
jakość osłon oraz uszczelniaczy teleskopów nie była najlep- 
sza i potrafiły się one zsikać już po 1,5 tys. km. Nie wolno tego
lekceważyć i trzeba czym prędzej dokonać stosownej napra-
wy. Zalecany olej Lux do teleskopów można zastąpić Mixolem 
lub płynem amortyzatorowym, jednak wówczas trzeba się 
liczyć z gorszym tłumieniem  /ha,ha,ha -aleś pan, panie jacek 
wymyślił!!/  Teleskopy tylne w  
ptakach  były trwałe i nie ciekły. 
Jedyne, co można im zarzucić, to kiepską charakterystykę 
sprężyn. Podczas jazdy solo wybierały drobne nierówności 
beznadziejnie, natomiast podczas jazdy z pasażerem siadały 
na 3/4 skoku. Pozycja kierowcy była dla siedzenia (czytaj: 
pupy) i rąk przyjemna, natomiast prawidłowe ustawienie 
podnóżków w modelach B3 graniczyło z cudem.  l jeszcze ten 
upiornie odstający w bok kopniak, dzięki któremu można było
wykorzystać tylko drugą potowe lewego podnóżka.          Chyba
również niezbyt dokładnie zastanowili się konstruktorzyprzy 
projektowaniu górą prowadzonego tłumika w Bąku i Lelku. 
Prawe kolano zamiast dotykać zbiornika paliwa byto 
odchylone przez rurę wydechową na zewnątrz. Uruchomienie 
silnika w WSK 125 nigdy nie nastręczało trudności.
Biorąc pod uwagę, że w poprzednim systemie ustrojowym 
ciągle czegoś brakowało... 
należy uznać, że  "czarna strzała" była idealna. Odpalała 
i jeździła zarówno podczas upałów, deszczy, jak i kilkunasto-
stopniowych mrozów.              Dalej - był to  motor  odporny na 
wszelką głupotę domorosłych mechaników oraz kompletnych 
dyletantów technicznych. Można stwierdzić, że WSK 125  tylko 
w dwóch przypadkach nie odpalał - brak paliwa lub brak 
silnika.  Silnik emitował drgania, które nie były zbyt uciążliwe 
i dopiero przy prędkości bliskiej maksymalnej powodowały 
mrowienie końcówek kończyn kierowcy. Ubocznym efektem 
tych drgań były odkręcające się śruby mocujące silnik oraz
śrubka mocująca wkład reflektora.
Najprzyjemniejszą prędkością podróżną jest około 70 km/h.
Wibracje małe, zawieszenie ładnie połyka nierówności, a 
spalanie jest naprawdę niewielkie 3-3,51/100 km,  tyle że te 
70 km/h to prędkość żółwia wyścigowego. Również podróżo- 
wanie po drogach gruntowych nie nastręcza trudności nawet 
początkującemu.
Cóż można zarzucić poczciwej  wueszczynie"?     Słabej 
jakości przerywacz zapłonu,wyciągający się łańcuch sprzęg 
łowy oraz łańcuch napędowy oraz pękającą we wszystkich 
WSK--ach 125   tuleję kosza sprzęgłowego.      Jeżeli koszyk 
przejechał co najmniej 1,5 tyś. km, to gwarantuję,   że tulejka
 już pęka.  Hamulce, choć nie rewelacyjne, są do przyjęcia, 
szczególnie w Kosie - bo mają większą średnicę.
Dużym plusem dla obecnych i przyszłych posiadaczy  
"czarnej strzały" jest dostępność części zamiennych. Ceny 
ich są przystępne, więc za stosunkowo niewielką kwotę 
można pięknie wyremontować i odrestaurować swój pojazd.
Jedynie zbiornik paliwa, kanapa, błotniki i boczki.mogą być 
trudne do kupienia. 
Wkład do reflektora pasuje od ciągnika Ursus. Opony są 
w ciągłej sprzedaży, nie ma kłopotu również z zakupem 
łańcucha napędowego. 
Chciałbym uprzedzić głosy oburzenia sceptyków co do cen 
części. Relacja ceny nowego cylindra do ceny całej, ale tak 
naprawdę zużytej wueski jest jak 1:1.  Ale to nie jest 
argument, bo jeśli młodzian dostanie od dziadka motocykl 
za darmo, to wówczas dwu-watowa żarówka będzie również 
droższa od całego pojazdu

Proponuję zwrócić szczególną uwagę na stan blach, przede
wszystkim na stan zbiornika paliwa oraz tylnych teleskopów 
gdyż nowe to marzenie ściętej głowy.  Jeżeli silnik pracuje, 
ale słychać odgłosy znacznego zużycia, trzeba liczyć się z 
jego remontem. Należy dopytać się właściciela, czy byt 
robiony szlif, a jeśli tak, to który. Jeżeli ostatni, to konieczny 
będzie zakup nowego cylindra lub używanego, ale
nominalnego. Polecałbym to drugie rozwiązanie-koszt szlifu 
i kompletnego tłoka jest kilkakrotnie niższy od ceny nowego 
cylindra. 
Zużyty wal to wydatek dużo większy i dylemat. 
Regenerować czy kupować nowy? Nowy kosztuje, ale 
dłużej wytrzymuje, tylko gdzie go kupić. Bywają z tym kłopoty. 
Pozostaje regeneracja w renomowanym warsztacie.
Co przemawia za WSK oprócz tego, że to nasz ostatni polski
motocykl?  Cena!!! Cena!!l Cena!!!  Zakup dobrze utrzymanej
maszyny to wydatek rzędu bardzo pośledniego roweru komu
nijnego. Najtańszy skuter to co najmniej 3 tyś. zł.         Za tyle 
można mieć 3-4 pięknie wyremontowane WSK 125 M06 B3
/oj, panie Jacek- aleś pan kiepski w matematyce! /
Jeżeli się o nią dba, robi okresowe przeglądy techniczne, 
smarowania, regulacje i jeździ z głową mającą rozum, to 
można na jej mocno przestarzałym silniku przejechać nawet
35-40 tyś. km. Naprawdę, takie przebiegi bez napraw 
głównych potrafili zrobić użytkownicy dbający o swój  "wiejski
sprzęt kaskaderski".    

Wszystkich obecnych i przyszłych właścicieli 
i użytkowników polskich dwusuwów gorąco pozdrawiam 
i życzę sukcesów przy restauracji pojazdów.
                                                                             Jacek Gradomski